Fotografia stockowa, czyli o czym musisz wiedzieć zanim zaczniesz! 4

O platformach stockowych słyszał zapewne każdy, kto choć raz wpisał w wyszukiwarkę hasło „jak zarobić na fotografii”. Internet pęka w szwach od opowieści pt. „Jak zarabiam 10 000$ miesięcznie na stocku”. Zazwyczaj zapominają one jednak wspomnieć o tym ile czasu autorom zajęło dotarcie do tego momentu (jeśli w ogóle się udało). Ja osobiście próbowałam już kilka razy, choć podchodziłam do sprawy ze słomianym zapałem i zazwyczaj odpuszczałam sobie przesyłanie plików po jakichś 30 zaakceptowanych zdjęciach. Tym razem postanowiłam dokumentować swoją przygodę – po części po to, by bardziej zmotywować się do długofalowego związku ze stockiem. Jeśli i Wy zastanawiacie się jak zacząć przygodę z fotografią stockową, koniecznie zapoznajcie się z moimi radami na start!

  1. Sprawdź wymagania portali, na których zamierzasz zaistnieć

Zanim entuzjastycznie wrzucisz wszystkie swoje zdjęcia do folderu „sprzedam na stocku” sprawdź, jakie wymagania stawiają istotne w tym biznesie portale. Każde zdjęcie będzie wymagało trochę uwagi na etapie dodawania słów kluczowych, a to zawsze zajmuje cenny czas. Nie warto by czas ten poszedł na marne tylko z uwagi na fakt, że zdjęcia od początku miały zbyt małą rozdzielczość. Na całe szczęście, większość szanujących się stocków, uniemożliwia wrzucenie zdjęcia które nie spełnia prostych parametrów technicznych. Tym sposobem ryzyko utraty czasu jest nikłe, ale i tak nie warto robić sobie próżnych nadziei co do tego iloma zdjęciami dysponujemy. Rozglądając się po platformach stockowych przy okazji dowiesz się, jaki typ fotografii preferują. Zdecydowanie ułatwi to wybór własnych zdjęć do portfolio jak i platformy na której skupimy się na początku

  1. Licencja na wyłączność, czy nie?

Każdy stock (duży, średni i mały) oferuje licencjonowanie obrazów na wyłączność. W zamian za wyłączne prawo do sprzedaży danego zdjęcia, oferują nam wyższe stawki za sprzedaż zdjęcia lub lepszą „ekspozycję” na platformie. Z tym drugim bywa różnie i nie ma się co łudzić – udzielenie licencji na wyłączność nie gwarantuje nam jeszcze pojawienia się na szczycie wyszukiwania dla danego hasła. Jednak współpraca ze stockami potrafi być bardzo czasochłonna, szczególnie na początku, więc wydawałoby się, że nie ma się co bać wyłączności. Problem jest jednak taki, że jeśli pewnego dnia zechcemy zacząć pracę na kolejnym stocku, może się okazać, że nasza pamięć nie ogarnia tego co na wyłączność i gdzie jest wrzucone. Osobiście, chcąc unikać problemów, wolę nie pakować się w licencje na wyłączność. Szczerze, nie odczułam nigdy jakichś szczególnych zmian typu „przed i po” w czasie eksperymentów z wyłącznością, więc jak dla mnie to gra nie warta świeczki. Pragnę jednak w tym miejscu zauważyć, że nigdy nie byłam szalenie aktywnym dostawcą… Czasochłonność tego zajęcia najczęściej sprawiała, że po zakończeniu sezonu wakacyjnego stopniowo zapominałam o swoim koncie.

  1. Do czego wykorzystywane są zdjęcia ze stocków

Tutaj odpowiedź jest dość prosta – od reklam (gdzie stockowe twarze robią za zadowolonych klientów), przez budowanie atrakcyjnej wizualnie form materiałów pomocniczych wielu przedsiębiorstw, po ilustracje w publikacjach różnej maści (jak choćby przewodniki itp.). Ogólnie – we wszelkich dopuszczalnych formach komercyjnych. Jeśli więc chcemy, by nasze materiały miały szansę na spełnienie wymogów stocków i znalezienie nabywców, muszą być wolne od jakichkolwiek prawnie chronionych elementów. Jeśli zdjęcie przedstawia rozpoznawalne budynki, będziemy potrzebować zgody ich właściciela (lub innej uprawnionej osoby). Jeśli przedstawia dowolnego modela, będziemy musieli do zdjęcia dołączyć zgodę fotografowanej osoby. Teraz zaczynacie mi wierzyć, że fotografia stockowa wymaga czasu i zaangażowania? A to dopiero początek schodów!

  1. Obszerne portfolio

Jeśli chcemy by stocki dały nam wymierne korzyści, musimy liczyć się z koniecznością budowy naprawdę obszernego portfolio. I mam tutaj na myśli, lekko licząc, setki zdjęć – z wyraźnym wskazaniem na bliskie sąsiedztwo tysiąca. Jasne, pierwsze sprzedaże nie raz trafiały mi się na wczesnych etapach, gdy wrzuconych miałam raptem 10-15 zdjęć. Trudno jednak oczekiwać, żeby wielu potencjalnych nabywców miało szansę trafić na moje zdjęcia, gdy jeden plik w danej kategorii pojawia się wśród kilkuset, a czasem i kilku tysięcy, innych zdjęć o podobnej tematyce.

Jeśli chcemy, by nasze zdjęcia się przebiły, muszą z jednej strony wizualnie przykuć uwagę widza, a z drugiej – nie mogą przepaść w tłumie. Po otwarciu jednego zdjęcia wybranego fotografa, zazwyczaj nabywca widzi na dole podobne tematycznie zdjęcia tego samego autora. I jeśli pierwsze zdjęcie rzuciło się w oczy, ale fotografowany zwierz miał głowę obróconą w innym kierunku niż nabywca sobie wymarzył, to może gdzieś poniżej znajdzie zdjęcie trzymające poziom stylistyczny, ale oferujące kadr właściwy do zastosowania. I właśnie po to potrzebna jest nam szeroka oferta. Jednak aby zdjęcie w ogóle mogło zostać wyszukane, musimy opatrzyć je stosownymi słowami kluczowymi (czy jak kto woli tagami). I jeśli ręczne wpisanie ich zajmuje nam 30-60 sekund, to chcąc zrobić to 1000 razy musimy poświęcić na to, lekko licząc, 8-16 godzin. Brzmi banalnie? Ręka do góry, kto pomyślał „Co to tam, dwie dniówki i pozamiatane!„? Jasne, ale po pierwsze szczerze wątpię, aby ktoś zniósł mozolność tego zajęcia przed dwie dniówki pod rząd. Po drugie, stocki to w większości wypadków zajęcie dodatkowe. Większość dostawców materiału robi to niejako przy okazji innej działalności, więc te 16 godzin w sumie rozciąga się w czasie i trwa miesiącami. Pół godzinku tu, godzinka tam, a chwilę później przypomina nam o swoim istnieniu nasza codzienna praca. Warto więc dobrze przygotować się do całej akcji, bo trochę to potrwa. Z tego samego powodu uważam, iż przy mojej nowej próbie zmierzenia się z rynkiem, skupię się na jednym stocku. I tyle.

  1. Słowa kluczowe

Już wiecie, że to czasochłonny temat, ale jak je wybrać? Słowa kluczowe (tagi) muszą być istotnie powiązane z obrazem – nie ma więc sensu wymienianie wszystkich turystycznych miast we Włoszech, jeśli akurat patrzymy na zdjęcie Wenecji. Słowa kluczowe dodawane dla „zwiększenia zasięgu” dość często odbiją nam się czkawką, przynajmniej na szanujących się stockach, które dbają o jakość tego co pojawia się w wynikach wyszukiwania. W skrajnych przypadkach nadużywanie niepowiązanych słów kluczowych może skutkować nawet zablokowaniem naszego konta! Nie warto więc ryzykować. Część stocków sugeruje też, by słowa kluczowe uszeregować od najistotniejszych do najmniej istotnych. W sumie 5 najbardziej istotnych haseł i 10-15 pomocniczych w zupełności wystarczą. Wypadałoby się tutaj wczuć w rolę osoby, która poszukuje zdjęcia podobnego do naszego. Jeśli nie mamy więc pewności, czy słowo kluczowe się sprawdzi, możemy na stocku sami przetestować wybrane przez nas słowa kluczowe pod kątem wyświetlanej w odpowiedzi treści. Z czasem właściwe tagowanie staje się zdecydowanie bardziej intuicyjne.

A co gdyby słowa kluczowe algorytmy mogły wpisać same? No przecież mamy cały ten machine learning, rozpoznawanie obrazu itp., więc czemu by tak stocki nie miały same sugerować nam słów kluczowych, choćby w oparciu o to, co jest już w ich zasobach? Wyobraźcie sobie ile czasu mogłoby nam to potencjalnie zaoszczędzić! Myślicie, że to melodia przyszłości? Otóż nie! Adobe Stock oferuje właśnie takie wsparcie. I mając na uwadze co w przeszłości doprowadzało do moich dość licznych rozstań ze stockami, postanowiłam że reaktywację tej przygody zacznę właśnie tam!

Ciekawi efektów? Jeśli tak, to gwarantuję – będę raportować na bieżąco co i jak. Dzięki temu zyskacie wiarygodne źródło wiedzy o tym jak przygoda na stocku wygląda, zanim sami poświęcicie swój czas!